W żaden sposób Pan nie był zmuszony, żeby stać się człowiekiem. A jednak w taki sposób zechciał zbawić ludzi. Tak jak nie było żadnego udziału ziemskiego ojca przy poczęciu Chrystusa, tak nie musiało być żadnego udziału matki. Pan mógłby stać się człowiekiem bez żadnego udziału ludzi. Przecież stworzył świat słowem. Mógł powołać swoje ciało i duszę z niczego, jednym rozkazem. Dla Boga stworzenie nie stanowi przecież żadnej trudności. A jednak Pan zechciał mieć matkę i powierzyć Jej szczególnie sam początek naszego odkupienia: Zwiastowanie.
Jest to zupełnie zaskakujące, że Bóg wszechmocny włącza do swych dzieł stworzenia, że dzieli się niejako z nimi swoją mocą, że swoje plany wypełnia we współpracy ze stworzeniami. Jest to zaskakujące, ponieważ stworzenia są słabe, kruche, ograniczone. Jak wielki uczony, który buduje strategiczne urządzenie. Jest w stanie wszystko doprowadzić do końca bez żadnej pomocy, ma do tego środki, wiedzę, siły. A jednak dobrowolnie włącza w całe zamierzenie wielu uczniów i dzieli się z nimi wiedzą i umiejętnością. Nie wszyscy uczniowie są geniuszami. Są uczniowie pojętni, którzy cieszą się zaszczytem pracy z tak wielkim uczonym. Są też inni uczniowie, tacy, którzy nie ufają uczonemu, często są rozkapryszeni, nie chcą wypełniać poleceń, nie chcą uczyć się, ociągają się, przeszkadzają. Jednak uczony spełnia swój zamiar: wszystko zostaje doprowadzone do skutku. I mówi: to dzieło jest i moje i wasze. Przewidział on, że niektórzy uczniowie będą kiepsko pracować, ale to oni stracili, gdyż nie uczyli się od mistrza, nie naśladowali go tak jak mogli.
Bóg dał władzę naszym rodzicom, żeby nam przekazali życie z miłości. Stworzył nas na swój obraz i podobieństwo, żebyśmy razem z nim pracowali. Chrystus podzielił się z Apostołami władzą, uczynił z nich swoje narzędzia, którymi sprawuje sakramenty. Jeśli kapłan chrzci – to Chrystus chrzci. Kapłan rozgrzesza – Chrystus rozgrzesza. Wcale nie musiało tak być. A jednak Pan chce, żeby Apostołowie i ich następcy działali Jego władzą, Jego mocą. Chrystus mógłby zostać widzialnie między nami do końca świata – wcale nie musiał wstępować do nieba. Chciał jednak. Uznał to za mądre, bardziej rozsądne niż gdyby został. Bogu podoba się współpraca z ludźmi.
W tym kontekście widzimy Najświętszą Dziewicę – Wspomożycielkę wiernych. Włączenie Jej w dzieło zbawienia jest dla Niej wielkim zaszczytem. Maryja współpracuje z Bogiem w godzinie Wcielenia. Syn Boży, Druga Osoba Trójcy Świętej chce stać się człowiekiem na słowo Dziewicy. Syn Boże chce, żeby ta właśnie niewiasta była Jego Matką. Zatem Maryja jest wspomożeniem, pomaga w dziele zbawienia już na samym początku, na Jej słowo Syn Boży staje się człowiekiem. Chrystus powierza się opiece Maryi. To On chce, żeby Matka zaniosła Go, jeszcze nienarodzonego, do św. Elżbiety – tam spotka swego poprzednika – św. Jana Chrzciciela, również zamkniętego w łonie swej matki. Pan wybiera opiekę Matki, gdy jest niemowlęciem, zaraz po urodzeniu. Pan dzięki Maryi wypełnia proroctwa związane z zaniesieniem Go do świątyni. Maryja chroni Zbawiciela, uciekając do Egiptu. Pan powierza swoją młodość Najświętszej Dziewicy, jest Jej poddany[1]. Pan powierza swej Matce początek swojej działalności: pierwszy cud, kiedy przemieni wodę w wino oraz że pierwsi Apostołowie uwierzą w Niego: dokonuje się to na słowa Maryi: Nie mają już wina oraz Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. W godzinie męki i śmierci Pana Maryja znowu jest Mu wsparciem, wspomożeniem. Jedyna, w której Pan widzi wiarę. Ziemskie życie Maryi można nazwać wspomożeniem Chrystusa. Pan powierza Matce początki Kościoła: gdy uczniowie w wieczerniku czekają na Ducha Świętego, jest z nimi Maryja. Jest tam Ona rzeczywiście wspomożeniem wiernych, tak jak była wspomożeniem Chrystusa.
Nic więc dziwnego, że Pan dalej będzie przeprowadzał swoje dzieła przez Maryję. Zatem Chrystus chce, żeby wierni doznawali opieki, wsparcia, umocnienia ze strony Matki Najświętszej. Skoro Pan, nasza Głowa, doznawał wsparcia ze strony Maryi, czemu Jego ciało mistyczne, Kościół, miałoby być z tego wsparcia wyłączone. Czyż wsparcie Maryi nie jest doświadczeniem wiernych?
Tytuł Wspomożenie wiernych nawiązuje do dwóch ważnych wydarzeń. Pierwszym z nich jest słynna bitwa pod Lepanto, gdzie flota chrześcijańska pokonała siły tureckie 7 października 1571 r. Św. Pius V, który był wtedy papieżem, widział wyraźnie, że stało się to dzięki przyczynie Maryi. Sam, jeszcze przed walką zobowiązywał wiernych do modlitwy różańcowej o zwycięstwo. Gdy wieść o wygranej doszła do niego, wówczas dodał do litanii loretańskiej wezwanie: Wspomożenie wiernych, Auxilium christianorum – dosłownie: Wsparcie chrześcijan[2].
Niecałe 250 lat po bitwie pod Lepanto, Napoleon, cesarz Francuzów, upokarza papieża Piusa VII. Najpierw sprowadza go do Paryża, żeby go poniżyć. Napoleon wbrew zwyczajom sam zakłada sobie koronę na głowę, choć powinien to zrobić mu papież. Kilka lat później cesarz uwięzi papieża, głównie żeby podporządkować go sobie i znowu upokorzyć. Papież pozostaje jednak nieugięty. W końcu Napoleon musi go wypuścić. 24 maja 1814 roku papież wraca triumfalnie do Rzymu. Młodzi Rzymianie odczepiają konie od jego karety, którą biorą na swoje ramiona i tak idą aż do bazyliki św. Piotra na Watykanie. Pius VII wsparcie w niewoli i wolność przypisuje Maryi, Wspomożeniu wiernych. Zwycięski tytuł Wspomożenie wiernych, tak bliski św. Piusowi, Pius VII uznaje za swoje dziedzictwo. Dlatego też jako podziękowanie ustanawia święto Wspomożenia wiernych, które nieprzypadkowo przypada 24 maja.
Rozważania przygotował: o. Arnold Pawlina OP
[1] Łk 2,51.
[2] Tytułem tym nazywali Maryję ojcowie wschodni Kościoła zwłaszcza św. Efrem Syryjski i św. Grzegorz z Nazjanzu.